Głos Pacjenta Onkologicznego Nr 4/2018 (32)

35 „Głos Pacjenta Onkologicznego” nr 4, sierpień 2018 Projekt realizowany ze środków PFRON Pożegnania Zwykle, kiedy ktoś odchodzi, mówimy za Janem Ko- chanowskim, że pozostawił po sobie ogromną pustkę. Pa- trząc na dokonania, tych których niedawno pożegnaliśmy, a zwłaszcza na to, jak potrafili wykorzystać czas, który był im dany, trudno tak powiedzieć. Wręcz przeciwnie, dzięki nim nasze życie stało się bogatsze, bo tak wiele nam dali: wielką lekcję życia – przełamali schemat postrzegania raka. Romana Kłosowskiego będziemy pamiętać za jego wspa- niałe role filmowe (Orsaczek w Bazie ludzi umarłych ), w tele- wizyjnych serialach (Maliniak w Czterdziestolatku ) i w teatrze: Szwejk, Colas Breugnon. Choć stworzył całą plejadę pełnokrwi- stychplebejskichpostaci, które były jego specjalnością, to zawsze marzył o wielkiej, tragicznej roli szekspirowskiej. Próbował się z nią mierzyć w Ryszardzie III , ale postać bezwzględnego tyrana, intryganta, wcielenia zła była całkowitym zaprzeczeniem, jego osobowości, której nie dało się przenicować na potrzeby sztuki. Roman Kłosowski mówił o siebie komsomolec szczerotka , i taki był – z ogromnym sercem dla innych, wierzący w ludzi i ich dobre intencje. Romka znałam osobiście, był moim pierwszym dyrektorem, od którego nauczyłam się wiele o teatrze i życiu. Dlatego żałuję, nie znalazłam czasu na wsparcie Go, choć wie- działam, że od jakiegoś czasu poważnie choruje i traci wzrok. Ciągle rozgrzeszałam się tym, że chyba z Romkiem nie jest tak źle, skoro ciągle gra. Jak mogłam zapomnieć, że dla rasowego aktora scena jest jak życie i nie schodzi z niej aż do końca. Irena Szewińska była naszą dumą narodową, królową lek- kiej atletyki, pierwszą damą polskiego sportu, a zarazem nie- zwykle skromną osobą, która szczególnego wsparcia udzielała młodym sportowcom. Jej sukcesy sportowe i działalność w Pol- skim Komitecie Olimpijskim są ogólnie znane. Mniej wiemy o Jej działalność na rzecz osób chorych, kobiet dotkniętych różnymi schorzeniami – w tym rakiem piersi – którym dedy- kowany jest nazwany jej imieniem bieg Samsung Irena Run . Pani Irena nie mówiła publicznie o swojej chorobie, ale była bli- sko kobiet z rakiem piersi. Na spotkaniu u Pani prezydentowej Agaty Kornhauser-Dudy z pacjentkami z przewlekłym rakiem piersi, rozmawiała z zaproszonymi Paniami o ich problemach. Mówiła z troską o tym, że nadal wiele opcji leczenia nie jest dla nich dostępnych w Polsce. O jej chorobie nie wiedzieliśmy także dlatego, że do końca bardzo czynnie uczestniczyła w życiu pu- blicznym. Biegła do końca i wygrała. Tak wygrała, nie przegrała z rakiem, nie pozwoliła, aby pozbawił ją normalnego życia. Kora Sipowicz. Choroby Kory nie dało się ukryć, była osobą zbyt medialną, aby jej zniknięcie z estrady nie zostało zauwa- żone. Korę podziwialiśmy nie tylko za to, jak śpiewa. Wielu z nas imponowała odwagą mówienia wprost tego, co myśli, co czuje. Kiedy zachorowała, budziła szacunek swoją postawą, tym że nie stała się onkocelebrytką. Nie pozwoliła, aby choroba zdominowała jej życie, nadal pracowała i tylko więcej czasu po- święcała swoim pasjom i miłościom – zwierzętom, przyrodzie, malowaniu, poezji. Nie wahała się wykorzystać swojej medial- ności w walce o refundację leku przedłużającego życie kobietom z chorobą, która ją także dotknęła – rakiem jajnika. Choroba nie odebrała jej kobiecości, urody i blasku gwiazdy. Snułyśmy z Jej menadżerką plany wsparcia przez artystkę projektu Stowarzy- szenia SANITAS „Piękna w Chorobie” – nie zdążyłyśmy z reali- zacją. Kora podarowała czytelnikom „Głosu” (nr 8/2014) swój wiersz, powstały w czasie choroby, w którym smakowała i po- dziwiała piękno świata i życia. Dała nam tym wierszem i swoją postawą ogromną moc, którą emanowała do końca. Wiesia Adamiec założyła Fundację Carita „Żyć ze Szpicza- kiem”, po tym jak zachorowała na szpiczaka plazmocytowego. Postanowiła się nie poddawać, czemu dała wyraz w nazwie organizacji. Prowadziła intensywne działania edukacyjne, któ- rych celem było podniesienie wiedzy na temat szpiczaka wśród chorych, ich bliskich i społeczeństwa. Stworzyła jedną z pręż- niej działających organizacji pacjentów w Polsce. Z ogromną odwagą i determinacją walczyła o najlepsze standardy leczenia. Śmiało wypowiadała się o sytuacji polskich pacjentów, dzięki czemu udało się uratować zdrowie i życie wielu osób. Stworzyła grupę wyedukowanych pacjentów, którzy potrafią radzić sobie z chorobą. Odmieniła ich spojrzenie na szpiczaka. Pokazała, że to tylko diagnoza, a nie wyrok. Dzięki spotkaniom edukacyj- nym nawiązało się wiele przyjaźni, pacjenci zaczęli się dzielić i wymieniać wiedzą i doświadczeniem, dając sobie nadzieję. Była osobą charyzmatyczną, która potrafiła zachęcić do dzia- łania i jak nikt inny walczyć o potrzeby grupy chorych, których reprezentowała. Robiła to do ostatnich dni swojego życia. Na- wet odchodząc myślała o organizacji, którą stworzyła – zamiast kwiatów, prosiła o darowiznę na rzecz Fundacji Carita. Czesława Baranowskiego znaliśmy i ceniliśmy w naszym środowisku jako prezesa i współzałożyciela Fundacji Urszuli Ja- worskiej. Nie wszyscy wiedzą, że wcześniej Czesław był aktorem, związany z teatrami muzycznymi w Gdyni i w Warszawie. Cho- roba Uli zmieniła jego życie. Porzucił scenę i bez reszty oddał się pracy w Fundacji, pomaganiu innym. Choroby żony i córki, wy- dawało się wyczerpały ponad limit zachorowalność na poważ- ne schorzenia w rodzinie. Ale los musiał postawić kropkę nad i, bezpośrednio doświadczyć Czesława. Przyjął to po męsku, za- chowując hart ducha. Kiedy Czesław zaczął chorować, przygoto- wywałam numer „Głosu Pacjenta Onkologicznego” poświęcony trzustce. Bałam się podjąć ten temat, ponieważ jest to nowotwór, o którym trudno pisać z nadzieją. Dzięki Panu Darkowi i wła- śnie Czesławowi, to się udało. Wtedy rozdzwoniły się telefony od tych, którzy szukali informacji, wsparcia, a Czesław go nie odmawiał. W„Głosie”(nr 1/2017) przekazał takie słowa chorym: Chcę im powiedzieć, żeby nie poddawali się póki jest szansa na przeżycie choćby krótkiego czasu. Ważne jest, żeby najlepiej wy- korzystać czas, który jest nam dany. Czesław wykorzystał w pełni dany mu czas na życie – w czasie choroby doczekał się dwójki wnucząt, pracował i wspierał innych tak długo, jak mógł. Aleksandra Rudnicka Pożegnania Ważne jest, żeby najlepiej wykorzystać czas, który jest nam dany. Czesław Baranowski

RkJQdWJsaXNoZXIy NDk0NjY=