„Wiesław Jędrzejczak: Pozytywista do szpiku kości” z duszą romantyka
2019-10-31
W jednym z poprzednich numerów „Głosu” zamieściliśmy recenzję książki nestora amerykańskiej onkologii, twórcy onkologii klinicznej – prof. Vinceta T. DeVita. Pisząc ten tekst zadawałam sobie pytanie, kto w polskiej onkologii jest tak charyzmatyczną osobą, postacią tej miary, co ten wybitny amerykański lekarz i naukowiec. Odpowiedź była prosta – prof. Wiesław Wiktor Jędrzejczak. – Ktoś powinien koniecznie napisać książkę o Profesorze – pomyślałam.
Niedawno taka książka powstała. Napisała ją w formie wywiadu opatrzonego obszernymi komentarzami dziennikarka PAP – Justyna Wojteczek. Te komentarze to istotna historyczno-polityczna perspektywa, konieczna dla zrozumienia działań i wyborów bohatera, któremu przyszło żyć w ciekawych czasach. Dzięki temu publikacja jest nie tylko portretem, biografią Profesora, ale i świadectwem ważnych dla polskiej onkologii, a zwłaszcza hematoonkologii, wydarzeń, które były kamieniem milowym w dziejach polskiej medycyny, takich jak pierwszy w Polsce udany przeszczep szpiku kostnego od rodzinnego dawcy, który przeprowadził właśnie prof. Jędrzejczak w 1984 r.
Marzenie o dokonaniu przeszczepienia szpiku było od początku wyznacznikiem kariery naukowej Profesora. W swoim podaniu o przyjęcie do Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, opracowanie metody przeszczepu szpiku przedstawiał jako główny cel podjęcia studiów. Doskonale rozumie to każdy, kto żył pod presją wizji wojny atomowej, która dominowała w czasach zimnej wojny. Zainteresowanie młodego naukowca zneutralizowaniem działania broni atomowej na ludzki organizm zwróciło na niego uwagę Amerykanów, którzy zaprosili utalentowanego absolwenta łódzkiej uczelni na stypendium. Wyjazd do Stanów Zjednoczonych wiązał się jednak dla oficera WP z koniecznością podjęcia pracy w kontrwywiadzie. Ta działalność „szpiega”, któremu Amerykanie z pełną świadomością udostępniali swoje osiągniecia medyczne, zaowocowała przeniesieniem do Polski wielu amerykańskich rozwiązań w pracy sektora zdrowia.
Autorka ukazuje prof. Jędrzejczaka jako człowieka prawdziwie renesansowego, posiadającego rozliczne talenty i umiejętności. Uzdolniony aktor i reżyser studenckiego teatru, konserwator mebli, którymi wyposaża pomieszczenia Kliniki. Krawiec, który potrafi nawet uszyć garnitur. Zdolny konstruktor sprzętu medycznego, który był wykorzystany podczas pierwszego przeszczepienia szpiku.
Profesor łączy pasję naukowca i lekarza. Do jego osiągnięć należy m.in. odkrycie choroby braku cytokiny krwiotwórczej (1982). W swojej pracy lekarza/naukowca często staje przed niezwykle trudnymi pod względem etycznym decyzjami, rozstrzygającymi o ludzkim zdrowiu i życiu. Jak sam mówi, jest to ryzyko wpisane w zawód lekarza i z biegiem lat, kiedy ma on do czynienia z dużą liczbą pacjentów, nabiera dystansu i potrafi radzić sobie ze stresem związanym z tak obciążającymi wyborami. Jednak współpracownicy prof. Jędrzejczaka pamiętają czas, kiedy wykonywał pierwszy w Polsce przeszczep szpiku u małej Oli i to, jak w zaledwie kilka dni jego ciemnoblond włosy stały się siwe...
Profesor posiada niezwykle cenny dla lekarza dar motywowania pacjentów do zwykle ciężkiej, nieprzyjemnej terapii onkologicznej, związanej z wieloma działaniami niepożądanymi, traktuje bowiem chorych jak partnerów, przedstawia im wszystkie możliwości leczenia i pozostawia wybór. Jak podkreśla, nauczył się tego podczas pobytu w Stanach, gdzie jest rzeczą normalną, iż lekarz rozmawia z pacjentem o sposobie jego leczenia i poznaje preferencje oraz potrzeby chorego w tym zakresie. Stąd ogromny szacunek i zaufanie, jakim darzą prof. Jędrzejczaka pacjenci. Z kolei dla młodych lekarzy prof. Jędrzejczak jest Mistrzem, czuwającym nie tylko nad ich karierą medyczną, ale i naukową. Własnym przykładem zachęca do podejmowania trudnych wyzwań, jest wzorem lekarza.
Znając karierę Profesora Jędrzejczaka, trudno mi pogodzić się z mianem pozytywisty, którym nazwano go w tytule książki. Owszem, Profesora charakteryzuje pozytywistyczny kult pracy i poczucie społecznego obowiązku, ale są one połączone z romantycznym wizjonerstwem, wyznaczaniem sobie celów, które innym wydają się nierealne. Bez romantycznego porywu w tak niesprzyjających warunkach politycznych, bez braku możliwości technicznych i ekonomicznych nie dokonałby tak wiele dla polskiej medycyny i pacjentów. Dla mnie Profesor Jędrzejczak to pozytywista z romantyczną duszą. Bliski jest też mu amerykański zmysł innowacyjności i praktycyzm. Profesor jednocześnie mocno stąpa po ziemi i unosi się z głową w chmurach. Osobowość niezwykła, nie do podrobienia. Nie „polski profesor DeVita”, ale nasz Profesor Jędrzejczak.
Aleksandra Rudnicka