• YouTube
  • Facebook
  • Twiter

Newsletter

Zgoda RODO

Agnieszka Sęk-Izdebska

Dużo dobra jest w ludziach

Agnieszka Sęk-Izdebska od kilku miesięcy zmaga się nowotworem wątroby. Przeszła trudną drogę od niejednoznacznej diagnozy do ostatecznego rozpoznania, które nie jest dla niej najlepszą wiadomością, jednak uważa to doświadczenie choroby za dobry czas w swoim życiu i dzieli się nim z nami.

   29 października 2018 roku, z powodu przewlekłych biegunek, wykonałam badanie USG. Przyznam szczerze, że obawiałam się ewentualnych zmian w obrębie trzustki, ale okazało się, że to w wątrobie znajdowało się ognisko o zmniejszonej echogeniczności. Natychmiast skierowano mnie na badanie tomografii komputerowej, które było niejednoznaczne. Mogło wskazywać na złośliwą zmianę o  typie peripheral cholangiocarcinoma, ale nie wykluczono niegroźnego naczyniaka jamistego. Ja sama, poza biegunkami, nie miałam żadnych objawów: oznak zmęczenia, chudnięcia, bólu, ba, wszystkie parametry wydolności wątroby oraz markery nowotworowe były w normie. W związku z tym, tak naprawdę złościłam się, że zlecają mi kolejne badania, bo przecież ja, z całą pewnością byłam zdrowa.

   Rezonans magnetyczny nie rozwiązał zagadki. Mijał kolejny miesiąc, a ja nadal nie wiedziałam, co właściwie dzieje się z moją wątrobą. Ponieważ miałam za sobą bardzo trudny rok, pełen przewlekłych stresów i  przeżyć osobistych na granicy wytrzymałości psychicznej, zdecydowałam się pojechać do cudownego Ośrodka Terapii Simontonowskiej UNICORN w  Krakowie. Myślałam sobie, że skoro ten, być może rak, zrodził się w wyniku stresu, to uleczenie emocji i myśli powinno mnie uzdrowić. Kilkudniowa terapia przyniosła cudowne ukojenie. Uważam, że wszyscy pacjenci dotknięci chorobą nowotworową powinni mieć takie wsparcie psychologiczne.

   Większość z  nas załamuje się na wstępie tej trudnej walki, a  przecież nasze nastawienie do choroby, to często połowa sukcesu. Jak wykazały badania przeprowadzone w  1989 r. na uniwersytetach Stanforda i w Berkeley, psychoterapia, którą Simonton zaproponował pacjentkom z  zaawansowanym rakiem piersi, statystycznie podwoiła długość ich życia w porównaniu z chorymi kobietami, które nie były objęte terapią.

   Tak więc wzmocniona i nastawiona pozytywnie zaczęłam dalsze poszukiwania. Po pierwsze ośrodka, który podjąłby się usunięcia zmiany, ponieważ pierwsze informacje uzyskiwane na podstawie dostępnych wyników badań, niestety nie brzmiały optymistycznie. Guz miał być nieoperacyjny (ze względu na jego umiejscowienie). I tak trafiłam najpierw do Kliniki w Niemczech, z  której w  ciągu tygodnia od przesłania dokumentacji otrzymałam telefon, że mam przyjeżdżać na zabieg, odpłatny niestety, a  chwilę później do prof. Zieniewicza, który w  wyniku konsultacji, uznał, że zmiana wykazuje cechy łagodnej, w związku z  czym, prawdopodobnie nie będzie wskazań do operacji. Na szczęście skierował mnie na kolejne, szczegółowe badania, które także okazały się niejednoznaczne. Ponieważ znaków zapytania wciąż było dużo, a kolejne badanie rezonansem magnetycznym ze specjalistycznym kontrastem mówiło wręcz o  guzie złośliwym niepierwotnym, w  związku z  tym, prof. Zieniewicz zaproponował zabieg operacyjny.

   Nie muszę mówić, ile stresu generowały te ciągłe zmiany ewentualnej diagnozy. A  ja wciąż byłam dzielna i właściwie do końca nie wierzyłam, że to rak. Miałam wrażenie, że moi przyjaciele i rodzina dużo gorzej radzili sobie z tym, że mogę być tak ciężko chora. Statystyki dostępne w  Internecie nie wróżyły mi długiego życia. Dlatego też przestrzegam przed ich czytaniem. Niczemu dobremu nie służą i naprawdę nie dają nam odpowiedzi, jak długo będziemy żyć. Oczywiście, jak to często bywa, nagle zaczęłam spotykać na swojej drodze ludzi, którzy doświadczali tej choroby, a nawet tego samego raka i  żyli znacznie dłużej niż krzyczał do mnie internet.

   Ze względu na to, że cały proces diagnostyczny trwał 3,5 miesiąca, starałam się zmodyfikować swoją dietę. Jeść nieprzetworzoną żywność, wybierać ekologiczne produkty, głównie warzywa i zupełnie odstawiłam cukier, ponieważ zorientowałam się, że do badania PET, wykazującego wszelkie zmiany nowotworowe, wykorzystuje się glukozę, którą rak zwyczajnie się karmi. Nie mam pewności, czy to miało wpływ na fakt, że guz praktycznie nie rósł (co także generowało wątpliwości co do jego złośliwości), ale jednocześnie dało mi czas na przejście całej tej długiej drogi diagnostycznej.

   Ostatecznie 14 lutego zostałam zoperowana. Badanie patomorfologiczne wykazało zmianę złośliwą. Raka gruczołowego o  morfologii mogącej odpowiadać pierwotnemu rakowi wewnątrzwątrobowych dróg żółciowych. Te cztery miesiące, choć niezwykle trudne, to był dobry czas w moim życiu. Miałam okazję zobaczyć, jak wielu ludzi, często zupełnie obcych wyciąga rękę z pomocą, wspiera mnie emocjonalnie. Dużo dobra jest w  ludziach, warto było przekonać się o tym, choćby za tak wysoką cenę.


Agnieszka Sęk-Izdebska

GPO 1/2019

» powrót

©2025 Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych

Projekt i wykonanie: Net Partners