Anna Domańska
Uśmiech i do przodu!
Anna Domańska ma 25 lat, pochodzi z niewielkiej miejscowości Chłopice w województwie podkarpackim. O rozwijającej się chorobie nowotworowej dowiedziała się w 2010 r. Wcześniej nie miała problemów ze zdrowiem, za to dużo planów na przyszłość. Jednak życie skierowało ją niespodziewanie na inne tory. Jest czynnym członkiem Stowarzyszenia Pomocy Chorym na Mięsaki SARCOMA w Warszawie. Chętnie dzieli się zdobytym doświadczeniem i wiedzą pisząc recenzje publikacji onkologicznych.
Historia choroby
Niedługo po rozpoczęciu pierwszego roku studiów zaczęłam odczuwać bóle kolana i zaobserwowałam zmiany w jego wyglądzie (obrzęk, brak prawidłowego zginania). Badania obrazowe wskazywały na osteosarcoma (kostniakomięsak) obwodowej części lewej kości udowej. Okazało się, że pod tą nazwą kryje się złośliwy nowotwór tkanki kostnej. W okolicy kolana znajdował się duży guz, który poczynił już spustoszenie w kończynie. Badanie histopatologiczne potwierdziło diagnozę. Po konsultacji w Klinice Ortopedii i Traumatologii w Lublinie, przeszłam w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, ciężkie w skutkach ubocznych, 3 cykle chemioterapii przedoperacyjnej. Po każdym kursie konieczna była hospitalizacja, bo oprócz typowych działań niepożądanych w tym utraty włosów, wystąpiła wysoka niedokrwistość. Operację zaplanowano w KOiT dwa dni po moich urodzinach. Konieczna była resekcja dalszej nasady kości udowej z kolanem. Założono mi protezę modularną stawu kolanowego z częścią kości udowej. Powtórna biopsja wykazała zniszczenie guza w 80%. Jednak ,,po drodze’’ ucierpiały też zdrowe komórki. Powiedziano mi, że ich część zregeneruje się z czasem. Zalecenia obejmowały tak naprawdę naukę chodzenia od początku, długą rehabilitację. Ale czekała mnie jeszcze chemioterapia pooperacyjna, którą zniosłam najgorzej. Pojawiły się nowe stany zapalne, wyniki badań krwi długo były na niskim poziomie. Niebezpieczeństwo było blisko, jednak pewnego dnia organizm zechciał walczyć razem ze mną. Leczenie zakończyłam w lipcu 2011 r. Udało się, zadanie wykonane.
Nowe, ,,lepsze’’ życie?
Zrezygnowałam ze studiów ze względu na długie leczenie. Ale jak się przystosować do życia, kiedy nie ma się siły nawet na prosty spacer, który jest triathlonem? Jak sobie poradzić w środowisku społecznym i medycznym, nie zawsze przychylnym? Wizyta u lekarza, schody, ulica, ciekawskie spojrzenia innych. Często stawałam w obliczu bezradności, braku sił, pozornie nic mi nie sprzyjało. Na pomoc przyszła cierpliwość, metoda małych kroków, odpowiednie nastawienie psychiczne, pomijanie w swojej świadomości negatywnych osób i zdarzeń. Wszystko w swoim, indywidualnym rytmie. Najpierw ,,odnowa biologiczna’’ wdomu, później rehabilitacja, poznanie miejsc, w których nigdy nie musiałam być. Szpitalne korytarze, badania – to teraz moja codzienność.
W tym roku przypada piąty rok od zakończenia tego złego snu. Zawsze przychodzi jednak nowy dzień i nowe możliwości. Nic nie idzie na marne. Z czasem czułam się ze sobą coraz lepiej. Przez ten długi czas poznałam wielu ludzi, od których, oprócz rodziny, czerpałam inspiracje i korzystałam z cennych porad. Określenie ,,osoba niepełnosprawna’’ przekuwam w ,,osoba z niepełnosprawnością’’. Czyli tylko jakaś część mnie ma gorzej, w całości jednak funkcjonuję. W tej chwili w miarę możliwości poruszam się samodzielnie, bez lub z pomocą lasek łokciowych. Niektórych czynności nie wykonuję lub wykonuję je po swojemu. Nie boję się też prosić o pomoc. Żyję razem z chorobą, ale też obok niej. Powoli wracam z sentymentem do dawnych zajęć, tworzę też nowe plany i marzenia.


Nie blokuję w sobie wyzwań codzienności. Mimo wszystko każde przedsięwzięcie poprzedza analiza moich predyspozycji. Dołujące chwile równoważę radosnymi, które często sama wyszukuję. Jest to połączenie realizmu z optymizmem. Bo nigdy nie wiadomo, co się kryje za rogiem. Dlatego teraz jest mniej aspektów życia, których się boję. Przebyte leczenie, stanie nad przepaścią życia zmienia wiele rzeczy, niektóre na zawsze. Teraz znam swoje możliwości, każde osiągnięcie jest jak kolejny mały schodek w stronę sukcesu. Czy ktoś powiedział, że osoby, które przeszły leczenie onkologiczne muszą być smutne i użalać się nad sobą? Jak wspaniale, że coraz więcej nas, pacjentów, wychodzi poza ramy swojej społeczności i chce przekazywać wiedzę życiową dalej. Podwyższam swoje kwalifikacje uczestnicząc w różnych kursach, sięgam po literaturę popularnonaukową, zawieram nowe znajomości, udzielam się charytatywnie, podróżuję. Znalazłam nowe pasje oraz pozytywne miejsca i osoby, dzięki którym ładuję baterie życiowe. Nawet kiedy coś nie idzie po mojej myśli, stosuję zamienniki. Określam siebie jako osobę radosną i świadomą siebie. Oswajanie swojego stanu pozwala uwolnić prawdziwą siebie. Okazuje się, że warto popracować nad sobą i poszukać swojego rytmu życia, aby żyć spokojnie, a jednocześnie być otwartym na ciekawe wyzwania. Podstawą równowagi jest przecież różnorodność, czyli uśmiech i do przodu.
Anna Domańska
GPO 3/2016
GPO 3/2016