• YouTube
  • Facebook
  • Twiter

Newsletter

Zgoda RODO

Mirosława Balcerzak

Nie udała się starość Panu Bogu

Pani Mirosława Balcerzak ma 90 lat. Trzy lata temu zdiagnozowano u niej raka pęcherza moczowego. Przeszła leczenie, które dało dobre rezultaty. Obecnie chodzi tylko na wizyty kontrolne i stosuje się do zaleceń lekarzy. W jej przypadku przyczyną zachorowania na raka pęcherza moczowego jest podeszły wiek. Jak mówi – Nie udała się starość Panu Bogu.

   W moim długim życiu wiele się wydarzyło. Najtrudniejszym doświadczeniem była wojna i udział w powstaniu warszawskim. Byłam wtedy bardzo młodą dziewczyną i  pomagałam jako sanitariuszka rannym powstańcom.
 
Życie nie oszczędziło mi także chorób, które z wiekiem stają się coraz bardziej dokuczliwe i uniemożliwiają wykonywanie wielu czynności, także tych, które kiedyś były moją pasją. Np. po operacji stawu biodrowego nie mogę jeździć na nartach.
 
   Od wielu lat zmagam się też z depresją, ale biorę systematycznie leki i staram się, mimo wieku być aktywna. Dzięki temu nauczyłam się  żyć z  tą chorobą.
 
   Rak pęcherza moczowego dał o  sobie znać 3 lata temu. Zaczęło się od charakterystycznego objawu dla tej choroby, czyli krwiomoczu. To był dzwonek alarmowy. Od razu poszłam do lekarza pierwszego kontaktu. Skierowano mnie na badanie USG, które potwierdziło, że mam guza w  pęcherzu. Znalazłam się pod opieką urologa. Ten zalecił z kolei wykonanie cytoskopii. Po tym badaniu nie było już wątpliwości, że mam raka pęcherza moczowego.
 
   Zaczęłam się zastanawiać, co jest w  moim przypadku przyczyną tej choroby. Zawsze starałam się żyć zdrowo, uprawiałam sport, ćwiczyłam, dobrze się odżywiałam. Byłam wzorem zdrowego stylu życia, więc czym sobie zasłużyłam na raka? Jak przeczytałam podstawowe czynniki ryzyka zachorowania na raka pęcherza moczowego to: palenie tytoniu, stały kontakt z  niektórymi substancjami chemicznymi – to w moim przypadku odpadało. Ale jest jeszcze jeden, na który nie mamy wpływu, czyli wiek. I to była ta główna przyczyna mojej choroby. Nie było co narzekać na los, trzeba było wziąć się za leczenie. Przyjaciółki doradziły mi Szpital w Wieliszewie pod Warszawą – niewielką prywatną placówkę, świadczącą leczenie w ramach NZF. To był strzał w  dziesiątkę, zarówno pod względem medycznym, jaki organizacyjnym. W szpitalu wykonano mi jeszcze TURBT, czyli przezcewkowe wycięcie tkanki nowotworowej. Jak mi wyjaśniono, dzięki temu badaniu pozyskano materiał tkankowy do badania histopatologicznego, na podstawie którego postawiono ostateczne rozpoznanie, ustalono stopień złośliwości i zaawansowania miejscowego mojego raka.
 
   Musiało nie być dobrze, skoro zaproponowano mi cystekstomię radykalną, czyli usunięcie pęcherza moczowego. Miało mi to gwarantować, że choroba nie będzie się rozwijała dalej, że nie będzie przerzutów. Przestraszyłam się jednak tego, z  czym się ta operacja łączy i jakie są jej skutki, to znaczy urostomii, konieczności chodzenia do końca życia z workiem stomijnym. Zapytałam lekarza, czy jest inny sposób leczenia. Odpowiedział, że możliwe jest zastosowanie połączenia rozległej TURBT z radioterapią oraz leczeniem chemicznym, ale w większości przypadków to leczenie jest mniej skuteczne niż usunięcie pęcherza moczowego.
 
   Skoro miałam wybór, zdecydowałam się na tę drugą opcję. Uznałam, że w moim wieku liczy się już jakość, a nie długość życia. Poza tym skoro nie paliłam, to mam większe szanse na to, że choroba nie powróci – to był mój bonus, za zdrowy styl życia, który zamierzałam odebrać. Rozpoczęło się leczenie, które okazało się nie tak uciążliwe, jak myślałam. W dodatku wcale nie musiałam leżeć w  szpitalu. Mieszkałam w  pobliskim hoteliku, a  na zabiegi zawoził i  odwoził mnie busik. Na weekendy wracałam do domu.
 
Obecnie jestem trzy lata po leczeniu z powodu raka pęcherza moczowego. Póki co choroba nie powróciła. Czuję się dobrze. Co trzy miesiące chodzę na badania kontrolne.
 
   Lekarz zalecił mi picie dużej ilości wody – aż dwa litry dziennie. Łączy się to z  częstymi wizytami w  toalecie i  szalenie utrudnia życie. Nie zrezygnowałam jednak z codziennych wyjść na zakupy czy spacerów po Saskiej Kępie, nie chodzę już tylko do filharmonii, bo jak tu wychodzić w trakcie koncertu... Oj, nie udała się starość Panu Bogu.

GPO 2/2018

» powrót

©2024 Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych

Projekt i wykonanie: Net Partners