Katarzyna Kozak
Zaczęłam traktować powrót do zdrowia w kategoriach zadaniowych
Katarzyna Kozak jest pacjentką po leczeniu chłoniaka Hodgkina. Chorobę zdiagnozowano u niej późno i w ciężkim stanie zdrowia, ponieważ lekarz rodzinny i inni specjaliści zlekceważyli pierwsze objawy. Leczenie przebiegło na szczęście szybko i sprawnie, dzięki wiedzy i zaangażowaniu lekarza prowadzącego, a także traktowaniu przez Kasię powrótu do zdrowia w kategoriach zadaniowych. Choroba, choć była trudnym doświadczeniem, wniosła także pozytywne zmiany.
Chłoniaka Hodgkina zdiagnozowano u mnie siedem lat temu. Objawy towarzyszyły mi jednak długo wcześniej, ok. trzech lat przed leczeniem. U większości pacjentów chorujących na ten rodzaj nowotworu zazwyczaj powiększają się tzw. węzły chłonne obwodowe – zlokalizowane np. pod pachami, nad obojczykami czy na szyi. Chorzy wyczuwają te zgrubienia i bardzo często w parę tygodni po pierwszych objawach trafiają na leczenie. W moim przypadku powiększyły się jedynie węzły chłonne znajdujące się w klatce piersiowej, dlatego zostałam zdiagnozowana bardzo późno, kiedy masa nowotworu osiągnęła rozmiar 16 cm na 14 cm na 10 cm.
Przez pierwsze lata jedynym objawem, jakiego doświadczyłam, był świąd skóry. Swędziały mnie na początku okolice stawów – kostki i łokcie. Pojawiły się też tam zmiany, przypominające łuszczycę. Leczyłam się u dermatologa, potem u alergologa, a kiedy doszedł objaw wtórny – duszności, lekarz poradził mi skorzystanie z usług psychologa lub psychiatry. Bo przecież, jak ktoś się drapie i nie może oddychać, to najprawdopodobniej jest to objaw na tle nerwowym. W moim przypadku tak nie było. W pewnym momencie zaczęłam podważać to, czego doświadczam. Radziłam sobie z dolegliwościami tak, że prawie uwierzyłam, że to co odczuwam, to nie dzieje się naprawdę, tylko tak mi się wydaje. I funkcjonowałam w takim przekonaniu przez ponad rok. Wraz z postępem choroby moje codzienne funkcjonowanie ulegało stopniowemu pogorszeniu, na parę miesięcy przed diagnozą nie mogłam już spać i drapałam się niemal non stop. Trafiłam do lekarza, kiedy czułam się już tak źle, że nie mogłam przejść paru kroków ze względu na duszności. Wystarczył rentgen, potem wszystko szybko się potoczyło – dodatkowe badania, biopsja. Pamiętam, jak mój lekarz prowadzący, kiedy pierwszy raz mnie zobaczył, klasnął w dłonie i się ucieszył, że jestem rekordzistką, jeśli idzie o rozmiar guza. Mi było trochę mniej wesoło, ale na szczęście szybko mnie uspokoił, że nawet z tak dużym guzem mam dużą szansę na wyleczenie. Chłoniak Hodgkina dobrze reaguje na chemioterapię i pacjenci mają duże szanse na powrót do zdrowia.
W ramach leczenia przyjmowałam cytostatyki, miałam również radioterapię. Leczenie było krótkie, ale bardzo intensywne. Bywało różnie – wypadły mi włosy, miałam mdłości i wiele razy wymiotowałam, czułam się osłabiona, bolały mnie kości, były też dni, podczas których moje białe krwinki odpowiedzialne za odporność, były doszczętnie zniszczone przez chemioterapię. Nie mogłam spotykać się ze znajomymi, wszystko w domu dezynfekowałam i wychodziłam na zewnątrz tylko kilka razy w miesiącu, kiedy podnosiła mi się odporność.
Byłam w dobrej sytuacji pod kątem zawodowym, ponieważ w trakcie leczenia cały czas pracowałam. Kilka lat wcześniej zaczęłam pracować zdalnie z domu i dzięki temu choroba nie wpłynęła znacznie na mój styl życia – nie licząc ograniczeń związanych z brakiem odporności. Tak jak do tej pory – codziennie musiałam wstawać rano, żeby pracować. Oczywiście nie byłam tak wydajna jak wcześniej, ograniczyłam liczbę zleceń, ale mimo tego czułam, że mi to bardzo pomaga w radzeniu sobie z chorobą i leczeniem.
Już na samym początku, zaraz po diagnozie, zaczęłam traktować powrót do zdrowia w kategoriach zadaniowych. Współpracowałam z lekarzem prowadzącym, który był dla mnie kopalnią wiedzy na temat choroby i leczenia. Korzystałam również ze wsparcia psychoonkologa pracującego w klinice. Okazało się ponadto, że mam wokół siebie dużo życzliwych osób, które dodawały mi sił w powrocie do zdrowia.
W grudniu 2019 roku minie siedem lat od zakończenia leczenia. Z tej perspektywy widzę, że choroba miała duży wpływ na moje życie – zmieniła moją perspektywę, cele i oczekiwania. Odkryłam nowe zainteresowania i postanowiłam zmienić swój zawód. Skończyłam studia podyplomowe z psychoonkologii i w 2020, jeśli wszystko pójdzie dobrze, otrzymam dyplom psychologa. Możliwe, że będę w przyszłości pracować w nowym zawodzie i wspierać pacjentów onkologicznych, ponieważ wiem z doświadczenia, że taka pomoc jest na wagę złota.
GPO 5/2019
GPO 5/2019