• YouTube
  • Facebook
  • Twiter

Newsletter

Zgoda RODO

Kobiecość ma się w sobie

2019-08-26

Rozmowa z aktorką – Anną Iwasiutą-Dudek i jej mężem, muzykiem – Sebastianem Dudkiem

Aniu, 30 lat temu na Festiwalu Teatru Jednego Aktora w Toruniu widziałam monodram w wykonaniu aktorki, Pani w średnim wieku, poruszający ten sam temat, co Twój spektakl – kobieta zmagająca się z rakiem piersi. Tamto przedstawienie ograniczało się do tego, że aktorka usiadła przy stoliku i odczytała swój dziennik z czasów choroby. Było to bardzo przygnębiające widowisko, które mnie jednak bardzo poruszyło, głównie ze względu na temat, wówczas całkowicie tabu i trzeba było dużej odwagi, żeby go podjąć. Ocena jury była druzgocąca – to nie sztuka tylko ekshibicjonizm. Później, aż do wczorajszego wieczoru, nie widziałam żadnego przedstawienia podejmującego temat raka piersi i przyznaję, że Twój monodram wywarł na mnie ogromne wrażenie nie tylko przez swoją treść, ale i formę. To była Sztuka. Historia opowiadana przez piękną młodą kobietę, która ze swoich osobistych doświadczeń, tworzy uniwersalną opowieść o doświadczeniach współczesnej kobiety walczącej z nowotworem niszczącym jej życie i kobiecość. Ogromne gratulacje. Twoje przedstawienie uświadomiło mi też, jak ogromną drogę przeszliśmy przez te 30 lat jako społeczeństwo, jak zmienił sposób pokazywania tego problemu.

   Skąd wziął się pomysł na stworzenie takiego przedstawienia?

   ANIA Wziął się stąd, że zupełnie inaczej wyobrażałam sobie leczenie. Miało być tak: mastektomia, dalsza terapia i szybki powrót do dawnego życia. W praktyce okazało się to zupełnie niemożliwe. Dzięki Sebastianowi, rodzinie i przyjaciołom okres leczenia był o wiele łatwiejszy niż dla kobiet, które zmagają się z tym doświadczeniem samotnie. Najtrudniejszy był fakt, że nie miałam styczności z pracą, z teatrem. Całe dotychczasowe dorosłe życie, podporządkowałam teatrowi, który był główną motywacją moich działań. I właśnie wtedy, gdy skończyła się moja umowa z Teatrem Miejskim w Gdyni i oczekiwałam na etat w kolejnym teatrze, przytrafił się rak. Okazało się, że powstała pustka, że nie będzie tak jak myślałam. Musiałam coś robić.
 
   Aniu, czy wcześniej myślałaś o tym, żeby pisać teksty piosenek?

   ANIA Sebastian zawsze mi imponował jako muzyk. To, co tworzył, bardzo mi odpowiadało. Irytowało mnie, że nie pisze tekstów do swojej muzyki, żebym mogła śpiewać jego utwory. On mi wtedy mówił – Ty napisz, a ja – nie Ty. Tak się przekomarzaliśmy, no i w końcu tak wyszło w czasie choroby, że napisałam. To był impuls, kiedyś usiadłam i po prostu napisałam, a potem powstał monodram.

   SEBASTIAN Monodram w pierwotnej formie składał się z warstwy słownej przeplatanej w połowie piosenkami do tekstów Ani z moją muzyką, a uzupełniały je piosenki do tekstów m. in. Agnieszki Osieckiej, śpiewanych rewelacyjnie przez naszą przyjaciółkę Gosię Regent. Wśród nich znalazła się tak ważna dla wielu Amazonek piosenka „Kocham cię życie” z repertuaru Edyty Geppert. Obecnie spektakl przybrał już zdecydowanie dojrzalszą i bardziej „teatralną” formę, choć nadal szukamy tej właściwej, idealnej.
 
   Aniu, chciałabym mówić nie o chorobie, ale o tym, co zrobiłaś…

   ANIA Ale to wszystko wyszło z choroby. Szukałam na początku gotowego tekstu, ale nie mogłam trafić na żaden, który by mi odpowiadał. Przez całe życie byłam bardzo aktywna, więc kiedy zostałam bez pracy, to było dla mnie najgorsze.
 
   W Twoim monodramie pojawia się kilka wątków: kobiecość, wsparcie, ciało, terapia…

   ANIA Podjęłam także tematy seksualności i erotyzmu, bo uważam je za bardzo istotne i trudne dla kobiety zmagającej się z rakiem piersi. Myślałam, że ze względu na mój zawód będzie mi o wiele łatwiej, że swoją nową fizyczność będę mogła spokojnie zaakceptować, bo pracując w teatrze, pracuję z ciałem. Jest ono moim narzędziem pracy, środkiem wyrazu dobrze mi znanym i oswojonym. Wydawało mi się – przynajmniej teoretycznie – że łatwiej mi będzie o tym mówić, zaakceptować, tym bardziej, że wpierał mnie Sebastian. Zaskoczyła mnie trudność tej sytuacji. No i jeszcze kwestia wzorców, które mamy wokół siebie. Media kształtują wzorzec cielesności idealnej oraz seksualności wypaczonej, często opartej na popkulturowej zewnętrzności spreparowanej w foto shopie. Od kilku lat pracuję z młodymi ludźmi jako pedagog teatralny i obserwuję ogromne zagubienie i brak oparcia w mądrych, stabilnych, nie dysfunkcyjnych wzorcach. Ci młodzi ludzie, którzy muszą się zmagać z taką rzeczywistością są w niebywale trudnej sytuacji, tym bardziej, że w oparciu o nią kształtują siebie na całe dorosłe życie. Myślę, że mam dużo szczęścia, bo mam obok siebie tak wspaniałego mężczyznę, rodzinę i przyjaciół, na których pomoc mogę liczyć.

   SEBASTIAN Utrata jednej czy dwóch piersi, to nie jest koniec świata dla kobiety. Powtarzałem i powtarzam Ani cały czas – przed zabiegiem, po operacji, w trakcie chemioterapii – i mówię to teraz, że: Kobiecość ma w sobie. Czy kobieta ma jedną pierś czy dwie, czy ma włosy czy ich nie ma, czy jest ogolona na łyso czy ma długie bujne włosy, to tę kobiecość nosi w sobie. Warto o tym mówić, warto do tego przekonywać. Nie wolno uwierzyć, że wizerunek roznegliżowanej kobiety, który stworzyły współczesne media to istota kobiecości. Nie – kobieta może mieć ciało całkowicie zakryte i emanować kobiecością. To jest kwestia psychiki, czucia się piękną. Tak robiła i robi Ania. Kiedy jeździliśmy na chemioterapię, mimo że Ania źle się czuła, to nie rezygnowała ze swojej kobiecości. Przygotowywała się do każdego wyjścia, robiła sobie piękny makijaż. Choć była całkiem łysa, to kiedy szła szpitalnymi korytarzami ludzie zwracali na nią uwagę, patrzyli i widzieli piękną kobietę.

   ANIA I sprawdza się stara prawda, że to mężczyzna tworzy kobietę…

   SEBASTIAN Dla mnie ta manifestacja kobiecości była niesamowita, bo to było robione z pełnym przekonaniem. Ania pokazywała innym, że można, że warto, że nawet w czasie choroby ważne jest, żeby kobiety nie zapominały o sobie. Któregoś dnia wybraliśmy się na warsztaty terapii zajęciowej. Ania poszła bez peruki, ogolona przeze mnie na łyso. Miała starannie zrobiony makijaż i ciuszki, w których się swobodnie czuła. Panie, które były na zajęciach, w ciepłej, ogrzewanej zimą sali pociły się w swoich perukach. Kiedy zobaczyły Anię, to po 5 minutach jedna zdjęła perukę, później następna i następna… Ania wysłała im sygnał, jak poczuć się nieskrępowaną i jednocześnie to był z jej strony bodziec do odzyskania przez nie kobiecości, choćby na chwilę.
 
   Co Wam dały warsztaty dla par?

   ANIA Ogromnie dużo, na wielu płaszczyznach. To jedno z najpiękniejszych doświadczeń w naszym życiu. Po pierwsze dla tego, że mogliśmy tutaj być razem i wspólnie to przeżyć. Po drugie, grupa, na którą trafiliśmy była unikatowa, niebywała. My byliśmy w niej parą najmłodszą stażem chorobowym i małżeńskim, a także metrykalnie, ale nie mentalnie, bo mentalnie wszyscy byli w niej młodzi. Poznaliśmy cudownych ludzi, którzy potrafią się otworzyć i cieszyć życiem, są tacy życzliwi. Mimo wielu lat bycia ze sobą i z chorobą mieli w sobie nadal gotowość do nauki. To była cudowna szkoła dla takich młodych ludzi jak my. Wspaniałe wzorce wzajemnych relacji. Trudno nam się będzie z nimi rozstać. Poznaliśmy wspaniałych, pięknych i bardzo mądrych ludzi.

   SEBASTIAN Bardzo dobrze, że grupa była zróżnicowana wiekowo, bo mogliśmy przekonać się na własne oczy i uszy, że są ludzie, którzy borykają się z podobnymi problemami i dają sobie z nimi radę. Mogliśmy też uczyć się, jak pięknie można się wspierać, można się kochać i otaczać najbliższą osobę miłością wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebuje. Mogliśmy tego się od nich uczyć. Poza tym warsztaty były takim pokrzepieniem, że można, że da się przetrwać kolejny nawrót, chemio- i radioterapię, że to nie jest tak, jak w tej naszej współczesnej rzeczywistości, że jeśli coś nie działa, to się wymienia na nowszy model. Jeśli chodzi o program, to bardzo dużo nam dały zajęcia zarówno z rehabilitacji, psychoonkologii jak i seksuologii, prowadzone przez świetnych specjalistów. Prócz tego zainteresowanie i dociekliwość grupy, atmosfera szczerości i wsparcia też była ważna.
 
   Wróćmy do Waszego spektaklu, kto Wam pomógł go przygotować?

   ANIA Jeśli chodzi o reżyserię, to pomógł nam Krzysztof Knurek. Pierwszy szkic był nasz. Najpierw powstał tekst, który nadal wymaga dużej ingerencji w formę. Potem musieliśmy przyśpieszyć pracę, by wystąpić z okazji Walnego Zgromadzenia Federacji Stowarzyszeń „Amazonki”. Włączyliśmy się również ze spektaklem w przygotowania do Jubileuszu 25-lecie Klubu Świętokrzyskich „Amazonek”, na którym pokazaliśmy kolejną odsłonę monodramu. Chcieliśmy się jakoś zrewanżować, bo dostaliśmy tak wiele dobrego od ludzi ze Świętokrzyskiego Centrum Onkologii, więc wydawało się nam całkiem naturalne, że w takiej sytuacji nie można inaczej, że trzeba dać coś od siebie, no i tak powstał ten spektakl.
 
   Co było tak wyjątkowe w Świętokrzyskim Centrum Onkologii, że czuliście się tak zobowiązani?

   SEBASTIAN Oczywiście, jak każdy ośrodek czy szpital NFZ-u ŚCO ma swoje problemy organizacyjne i finansowe, ale ludzie tam pracujący bardzo starają się pomóc pacjentom. Jeśli chodzi o opiekę medyczną, wsparcie, możliwość korzystania z pomocy psychologicznej, terapii metodą Simontona czy z unikatowych warsztatów terapii zajęciowej, to wszystko było na bardzo dobrym poziomie.

   ANIA Muszę więcej powiedzieć o terapii zajęciowej, bo uważam ją za istotny element mojego leczenia. I co do tego jestem przekonana. Te zajęcia były jedną z inspiracji do stworzenia monodramu. W trakcie chemioterapii, która była dla mnie bardzo ciężka, to było jedyne przypomnienie wpisane do mojego telefonu, że mogę codziennie w określonych godzinach wybrać się na terapię zajęciową. To są zajęcia dla wszystkich – pacjentów i ozdrowieńców. Prowadząca je Pani Zofia Lenarcik jest uosobieniem idei, że choroba może być początkiem najlepszego okresu w życiu człowieka. Pani Zosia jest człowiekiem ogromnej wiedzy i posiada tę piękną, a jednocześnie tak bardzo rzadką cechę, jaką jest radość dawania siebie oraz dzielenie się swoimi umiejętnościami, których posiada szeroki wachlarz i w każdej z nich jest perfekcyjna. Jest drobną osobą z  wielką energią, którą przekazuje innym. Dzięki niej pacjent nie siedzi w domu, nie myśli o chorobie, tylko może zająć się czymś, czegoś się nauczyć, bo w pracowni zawsze dzieje się coś ciekawego, co pozwala zapomnieć o chorobie. To jest lepsze niż farmaceutyki, bo jak się patrzy, jak ludzie tam funkcjonują, nawet ci, którzy są w naprawdę ciężkim stanie, to trudno uwierzyć, że jesteśmy w szpitalu. Jest np. grupa 20-60 osób, która w okresie przed świątecznym robi kurczaki czy ozdoby z bibułki – nieważne co – ale widać jak to na nie wpływa, jak pozwala wyłączyć się z myślenia o chorobie.

   SEBASTIAN Istnienie tej pracowni jest też ważne z innego powodu. My akurat możemy wrócić do domu i czymś się zająć, ale są osoby, które przebywają w hotelu na terenie szpitala, bo np. przyjechały na chemio- czy radioterapię, czy też pacjenci na oddziałach spoza Kielc. Te osoby są z dala od rodziny, przyjaciół i to też jest dołujące, a warsztaty pomagają wypełnić czas, zapomnieć o samotności i problemach związanych z chorobą.


   Dzięki chorobie niektóre osoby odkrywają w sobie zupełnie nowe możliwości, stają się kreatywne. Wiele osób zaczyna robić rzeczy, których przedtem nie robiły. Ty stałaś się autorką tekstów piosenek, stworzyłaś monodram. Czy ta kreatywność jest też dla Ciebie formą terapii?

   ANIA Mówię od jakiegoś czasu, że jestem wielkim piewcą raka. Jest to ogromnie trudne doświadczenie, ale uważam, że jeśli się na nie otworzymy, jeśli przyjmiemy je takim, jakie ono jest i wykorzystamy z pełnym zaufaniem i pokorą, można znaleźć wiele nowych dróg rozwoju, do których wcześniej byśmy nie dotarli.
   To może tak wzbogacić nasze życie. Ja zaczęłam filcować, pisać teksty, napisałam monodram. Mam dzięki temu doświadczeniu ogromnie dużo planów i wokół siebie wielu ludzi, których poznałam i mogę robić ciekawe rzeczy, też wynikające z tej choroby. Choćby to, że tu jestem, że poznałam Krysię. To kolejna piękna przygoda naszego życia.

   SEBASTIAN Spotkanie z Krysią Wechmann uzupełniło ten cały ciąg zdarzeń – Jej otwartość, energia, Jej słowa zachęty wiele nam dały. Rzeczywiście jest tak, że ten czas choroby jest zarazem najbardziej twórczy zarówno w moim, jak i Ani życiu.

   ANIA Choroba paradoksalnie okazała się mechanizmem, który uruchomił we mnie nowe siły twórcze. Piszę teraz bajki terapeutyczne. Jestem w trakcie przygotowywania książki złożonej z wywiadów. Jej pomysł powstał, kiedy leżałam w szpitalu po mastektomii w depresji i powoli traciłam nadzieję na szybki powrót do teatru. Wtedy moja przyjaciółka powiedziała – Zobacz, inni ludzie, artyści z wielką pasją, też przeszli tę chorobę i o ile lepsze jest teraz ich życie, także w sferze zawodowej.Postanowiłam przyjrzeć się historiom tych osób i poprosić je o wypowiedzi, jak poradziły sobie z chorobą i co zmieniła ona w ich życiu. Wiele bym dała za to, gdybym mogła przeczytać taką książkę, kiedy leżałam w szpitalu.
 
   Dziękuję Wam za rozmowę i życzę spełnienia marzeń, realizacji planów zawodowych.
 
Rozmawiała A.R.
GPO 5/13

» powrót

©2024 Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych

Projekt i wykonanie: Net Partners