• YouTube
  • Facebook
  • Twiter

Newsletter

Zgoda RODO

Między toksycznością a skutecznością

2024-04-04

- Dzięki takim spotkaniom jak nasze Forum pacjenci mogą poznać lekarzy i lepiej zrozumieć wasz punkt widzenia, spojrzeć na swoją chorobę oczami specjalisty - mówił do ekspertów Piotr Fonrobert, wiceprezes Fundacji Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych. - Widzimy i słuchamy was nie przez kilka minut, które spędzamy w gabinecie podczas wizyty, gdy skupiamy się na swojej sytuacji. Tu mamy szansę zobaczyć całokształt działań, które podejmujecie dla naszego zdrowia i mamy okazję zrozumieć, czym się kierujecie w swojej pracy. To cenne doświadczenie, które bezpośrednio przekłada się na naszą jakość życia.

Fot. freepik Fot. freepik

- Personalizacja leczenia onkologicznego to coś, o czym mówimy od dawna - podkreślił dr hab. Jakub Kucharz, prof. NIO-PIB, onkolog kliniczny z Kliniki Nowotworów Układu Moczowego NIO-PIB w Warszawie. - Może ona polegać na wybieraniu terapii, dla których mamy czynniki predykcyjne, które pokazują, że określona terapia u danego chorego będzie skuteczna. Musimy też pamiętać, że elementem personalizacji leczenia jest również dopasowanie terapii pod kątem profilu toksyczności z uwzględnienim chorób współistniejących.
- Ryzyko zachorowania na raka piersi wzrasta z wiekiem, więc często mam do czynienia z pacjentkami starszymi, u których występują liczne obciążenia internistyczne - dodała dr n. med. Aleksandra Konieczna z Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej NIO-PIB w Warszawie. - To sprawia, że nie zawsze jesteśmy w stanie leczyć je, szczególnie okołooperacyjnie czy w przypadku choroby zaawansowanej, w ten sam sposób, jak pacjentki młode. Stąd tak ważna jest właśnie personalizacja leczenia. Dzięki temu, że czasami mamy do wyboru różne leki w tej samej linii leczenia, możemy dobrać terapię, która będzie optymalna dla danej pacjentki.

 

CHOROBY WSPÓŁISTNIEJĄCE A DOBÓR TERAPII ONKOLOGICZNEJ

- Ze współchorobowością spotykam się w swojej praktyce prawie codziennie - zaznaczył prof. Jakub Kucharz. - Na przykład ponad 50 procent pacjentów z rakiem gruczołu krokowego ma współistniejącą chorobę układu sercowo-naczyniowego. Jednocześnie trzeba pamiętać też o epidemiologii nowotworów. To są choroby, których częstość wzrasta z wiekiem, co koreluje ze wzrostem przewlekłych chorób internistycznych. 
- Musimy o tym pamiętać, kwalifikując chorych do leczenia, również z tego względu, że nowoczesne leczenie przeciwnowotworowe (terapie ukierunkowane molekularnie czy immunoterapia) mogą wiele chorób współistniejących zaostrzyć bądź mogą wchodzić w interakcje z lekami stosowanymi z ich powodu. Onkolog kliniczny musi bezwzględnie o tym pamiętać i planując leczenie uwzględniać stany współistniejące - wyjaśnił prof. Jakub Kucharz.
Choroba współistniejąca co do zasady nie wyklucza pacjenta z leczenia, ale może uniemożliwiać zastosowanie określonej formy leczenia onkologicznego. - Taką sytuację mamy u chorych po przeszczepieniu narządów, którzy otrzymują leczenie immunosupresyjne - podał przykład prof. Jakub Kucharz
- U nich nie zastosujemy immunoterapii. Są  pewne bezwzględne przeciwwskazania do sięgania po określone formy leczenia. Przy czym te przeciwwskazania łagodnieją, w miarę jak nabieramy doświadczenia z różnymi terapiami. Kiedyś w ogóle nie myśleliśmy o zastosowaniu immunoterapii u chorych z chorobami autoimmunologicznymi, a w tej chwili już wiemy, że część chorób z autoagresji nie jest przeciwwskazaniem do jej zastosowania.
Eksperci byli zgodni co do tego, że zawsze też trzeba wziąć pod uwagę bilans korzyści i ryzyka.  
- Gdy mamy chorobę nowotworową o bardzo agresywnym przebiegu, co do której wiemy, że immunoterapia jest bardzo aktywną terapią, a jednocześnie chory ma chorobę współistniejącą z autoagresji, poddającą się kontroli, nie wymagającą wysokich dawek leków immunosupresyjnych, to będziemy dużo bardziej skłonni do sięgnięcia po immunoterapię w kontekście potencjalnych korzyści niż w sytuacji, kiedy mamy dobrą alternatywę danego leczenia, obarczoną innym profilem toksyczności - podkreślił prof. Jakub Kucharz.
Dawniej pacjenci byli dyskwalifikowani z leczenia onkologicznego z powodów kardiologicznych. - Dzisiaj mamy sytuację zupełnie odmienną - wyjaśniał dr hab. n. med. Sebastian Szmit, prof. CMKP, kierownik Zakładu Kardioonkologii CMKP, Instytut Hematologii i Transfuzjologii NIO-PIB. - Do leczenia onkologicznego dopuszczamy jak największą liczbę pacjentów, w tym również tych z obciążeniem sercowo-naczyniowym. Warunkiem jest zastosowanie optymalnego leczenia kardiologicznego i jego odpowiednie monitorowanie. Wiemy bowiem na przykładzie raka piersi, raka prostaty czy raka nerki, że jeśli pacjent, mając chorobę sercowo-naczyniową jest naprawdę dobrze leczony, to ryzyko późniejszych powikłań w trakcie leczenia onkologicznego jest zminimalizowane.

 

GDY POJAWIA SIĘ DRUGI NOWOTWÓR

- Drugi nowotwór pojawia się u około 10 procent moich pacjentów - wyjaśnił prof. Jakub Kucharz. - Najczęściej jest to rak gruczołu krokowego, bo częstość jego występowania dramatycznie wręcz wzrasta z wiekiem. Jednocześnie u wielu pacjentów ta choroba nie ma znaczenia klinicznego, bo jest chorobą tlącą się, u części chorych nawet nie wymaga leczenia lub nie wymaga bardzo agresywnego leczenia. 
- Mam pacjentki, u których rak piersi nie jest jedynym nowotworem - dodała dr Aleksandra Konieczna. - Niekiedy zdarza się nawet, że już na etapie diagnozowania raka piersi ujawniamy jakiś dodatkowy nowotwór czy zmiany, które wymagają dalszej diagnostyki.

Leczenie takich pacjentek musi być interdyscyplinarne. - W Instytucie Onkologii mamy kliniki narządowe, więc łatwo jest nam uzyskać konsultację onkologów specjalizujących się w danej dziedzinie - tłumaczyła dr Aleksandra Konieczna. - Decyzje terapeutyczne podejmujemy wspólnie, starając się wybrać taką opcję leczenia, która zaopatrzy oba nowotwory, bo czasem jest to możliwe np. w raku piersi i raku jajnika. Zdarza się też tak, że najpierw leczymy nowotwór, który jest bardziej agresywny, którego przebieg może być bardziej dramatyczny, 
a potem dopiero drugi.

 

WAŻNE ZACHOWANIE PŁODNOŚCI

- Proponując pacjentce leczenie zawsze powinniśmy informować o tym, czy będzie ono miało wpływ na płodność i proponować procedury, które pozwalają ją zachować - podkreśliła dr Aleksandra Konieczna. - Kierujemy pacjentki do ginekologa, by omówiły, jak może wyglądać procedura zachowania płodności (zdeponowanie jajeczek czy kawałka jajnika) i dopiero potem podejmujemy leczenie onkologiczne.
U młodych pacjentek poddawanych chemioterapii dochodzi do menopauzy, która jest najczęściej przejściowa. - Badania pokazują, że u pacjentek z rakami hormonozależnymi, które wymagają długotrwałej hormonoterapii, po około 18-30 miesiącach można przerwać w miarę bezpiecznie hormonoterapię, żeby pacjentka mogła spróbować zajść w ciążę - wyjaśniała dr Aleksandra Konieczna. - Po ciąży wracamy do hormonoterapii. Są badania, pokazujące, że zajście w ciążę czy to w trakcie leczenia uzupełniającego czy po leczeniu radykalnym umożliwia urodzenie zdrowego dziecka i nie jest ze szkodą dla pacjentki.

 

CHOROBY SERCOWO-NACZYNIOWE A LECZENIE ONKOLOGICZNE

Wielochorobowość obejmuje między innymi choroby sercowo-naczyniowe. - Wielu moich pacjentów, którzy mają rozpocząć leczenie przeciwnowotworowe ma już rozpoznaną chorobę sercowo-naczyniową - mówił prof. Sebastian Szmit. - W przypadku tych pacjentów mamy dwie sprawy do rozstrzygnięcia. Po pierwsze, czy w ogóle dopuścić tego chorego do leczenia przeciwnowotworowego. Po drugie musimy zoptymalizować mu leczenie kardiologiczne, bo często okazuje się, że dotychczasowe nie było zgodne z wytycznymi Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Trzecim punktem konsultacji jest kwalifikacja do spersonalizowanego leczenia onkologicznego, czyli wybór odpowiedniej terapii dla tego pacjenta. W wielu nowotworach mamy już takie możliwości. Widać to na przykład bardzo wyraźnie w raku prostaty, w którym można wybrać dla pacjenta z większym ryzykiem sercowo-naczyniowym lek bezpieczniejszy kardiologiczne. 
- Zdarza się też, że pacjent doświadcza różnych powikłań sercowo-naczyniowych w trakcie leczenia onkologicznego - zwrócił uwagę prof. Sebastian Szmit. - Wtedy włączamy odpowiednie leczenie kardiologiczne, by umożliwić dalszą terapię onkologiczną tym samym schematem albo nieco zmodyfikowanym. Możemy też wspólnie z onkologiem zaproponować zupełnie nowy schemat leczenia, bezpieczniejszy dla danego pacjenta.
Trzecią grupą pacjentów są pacjenci już po leczeniu nowotworowym, u których pojawiają się późne efekty terapii. Tutaj sytuacja przypomina nieco tę z wtórnymi nowotworami. - Konsultujemy w naszym Instytucie pacjenta z nowotworem hematologicznym - wyjaśnia na przykładzie prof. Sebastian Szmit. - Okazuje się, że był on w przeszłości leczony z powodu innego nowotworu, który może być wtórnym do niego lub niezależnym. Mamy więc pacjenta po pierwsze z dwoma chorobami nowotworowymi, a po drugie może on mieć późne efekty kardiologiczne wcześniejszego leczenia przeciwnowotworowego. Musimy u niego włączyć odpowiednią terapię kardiologiczną i dopuścić tego pacjenta do jak najlepszego dla niego leczenia onkologicznego. Naszym priorytetem jest to, by pacjent po zdarzeniu kardiologicznym mógł powrócić do leczenia onkologicznego jak najszybciej, bo toczymy walkę nie tylko o długość, ale i o jakość jego życia.

 

OBJAWY KARDIOLOGICZNE PO LECZENIU ONKOLOGICZNYM

Najczęstszym objawem kardiologicznym po leczeniu onkologicznym jest duszność. Może ona być efektem zarówno niewydolności serca, ale również zatorowości płucnej. Duszność może też być w onkologii objawem zawału serca. 
- Dlatego tego objawu absolutnie nie można zbagatelizować i należy zgłosić się do lekarza, który pokieruje na dalszą diagnostykę - podkreśla prof. Sebastian Szmit. - Nie wolno też bagatelizować obrzęków kończyn dolnych. Jeśli obrzęknięte są obie, to możemy mieć do czynienia z niewydolnością serca. Obrzęk jednej kończyny może być spowodowany zakrzepicą żylną, której również nie wolno lekceważyć, bo nieleczona może nieść ze sobą nawet zagrożenie życia.
Kolejnym objawem, który powinien budzić niepokój, jest uczucie niemiarowej czynności serca - kołatanie, przyspieszony rytm serca. - Tu przyczyną może być arytmia lub migotanie przedsionków - mówił prof. Sebastian Szmit. - W takim przypadku również ważne jest, by nie zwlekać ze zwróceniem się do lekarza o pomoc. Niekontrolowane migotanie przedsionków prowadzi do niewydolności serca oraz grozi udarem mózgu.
Nie wolno również bagatelizować dużego wzrostu lub spadku ciśnienia. Należy bez zwłoki zgłosić się do lekarza, który przepisze leki pozwalające utrzymać optymalne ciśnienie krwi.

 

DO NAJBLIŻSZEGO LEKARZA CZY OŚRODKA ONKOLOGICZNEGO?

Ekspert podkreślił, że w przypadku ostrych objawów należy szukać pomocy jak najbliżej miejsca pobytu. Szybko uzyskana pomoc może uratować życie. 
- W wielu sytuacjach objawy mogą jednak nie być bardzo nasilone i pacjent zgłasza je swojemu lekarzowi onkologowi w trakcie kolejnej wizyty - mówił prof. Sebastian Szmit. - Dlatego ważne jest, by w danym ośrodku onkologicznym było zaplecze kardiologiczne. Mamy nadzieję, że już wkrótce tak będzie. Pamiętajmy też o znaczącej roli lekarza pierwszego kontaktu w opiece nad pacjentem onkologicznym. Może być tak, że z przyczyn logistycznych pacjent będzie szukał pomocy tam, gdzie ma najbliżej. Dlatego tak ważne jest i o to walczymy z prof. Kucharzem, aby lekarze rodzinni jak najwięcej wiedzieli o powikłaniach terapii przeciwnowotworowej i to nie tylko tych kardiologicznych. 
- W podejściu do leczenia onkologicznego bardzo wiele się zmieniło, ale nadal w większości przypadków jest tak, że jeżeli pacjent z nowotworem zgłasza się do lekarza POZ, to jest odsyłany do onkologa - mówił Piotr Fonrobert, wiceprezes Fundacji Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych. - Po kolejnych terapiach, z których korzystałem, pojawiły się u mnie problemy z wejściem po schodach nawet na półpiętro. Wystarczyło kilka stopni, bym był bardzo zmęczony. Lekarz POZ odesłał mnie do onkologa, a ten do kardiologa, którym okazał się prof. Sebastian Szmit. Dzięki jego opiece teraz jestem w zdecydowanie lepszej kondycji. Jedynym problemem są terminy wizyt - profesor mówi bym na kolejną zapisał się 
w maju, a kolejka oczekujących jest tak długa, że zobaczymy się prawdopodobnie dopiero w sierpniu.

 

LUBIMY WIEDZIEĆ, CO DZIEJE SIĘ U CHOREGO

- Lubię, gdy w razie pojawienia się powikłań pacjent zwraca się najpierw do mnie - tłumaczył prof. Jakub Kucharz. - To wynika z kilku powodów. Działania niepożądane poszczególnych terapii mogą mieć specyficzny mechanizm w którym się pojawiają. Uważam również, że optymalną ścieżką radzenia sobie z działaniami niepożądanymi u moich chorych jest współpraca onkologa ze specjalistami narządowymi - kardiologiem, endokrynologiem, a nie działanie tych specjalistów w oderwaniu od onkologa klinicznego. Stąd w Polskim Towarzystwie Onkologii Klinicznej w ramach Sekcji Leczenia Wspomagającego, której przewodniczącym jest pan prof. Szmit, działamy między innymi na rzecz dialogu wielospecjalistycznego, tak żeby ta opieka nad pacjentem była wielospecjalistyczna, ale cały czas w związku z onkologią, a nie w oderwaniu od niej.
- W stanach ostrych moja pacjentka powinna działać lokalnie, ale ja też lubię wiedzieć o swoich podopiecznych jak najwięcej - dodała dr Aleksandra Konieczna. - Wszyscy musimy sobie zdać sprawę, że od onkologii żadna specjalizacja nie ucieknie. Pacjentów jest coraz więcej, my leczymy coraz bardziej skutecznie i coraz dłużej. Nasi pacjenci otrzymują leczenie, o którym niestety większość lekarzy z innych specjalności niewiele wie. Nasze leki mają też niestety swoje powikłania, często zupełnie inne niż chemioterapia, do której już większość lekarzy przywykło. Nie jesteśmy w stanie zaopatrzyć wszystkich powikłań ostrych, więc pacjenci trafiają do innych placówek. Jeśli tak się stanie, to lubię, gdy lekarz, do którego trafi mój pacjent, do mnie zadzwoni, by się skonsultować.
Zdarza się, że pacjenci po immunoterapii czy leczeniu celowanym z na przykład niewydolnością serca, zapaleniem mięśnia sercowego czy z zapaleniem płuc na podłożu immunoterapii trafiają na oddział internistyczny w szpitalu nieonkologicznym. - Leczący ich interniści często nawet nie wiedzą, że takie choroby mogą być powikłaniem leczenia onkologicznego - podkreślała dr Aleksandra Konieczna. - A to jest o tyle istotne, że leczy się je wtedy zupełnie inaczej niż zwykłe bakteryjne zapalenia płuc. Dlatego powinniśmy edukować innych lekarzy, jakie leki stosujemy i z czym zarówno lekarze rodzinni jak i lekarze innych specjalności mogą mieć do czynienia. 

 

NIEDOŻYWIENIE TO CHOROBA A NIE OBJAW

Dlaczego Polskie Towarzystwo Żywienia Klinicznego tak bardzo dużo czasu i wysiłków poświęca na to, żeby zwrócić uwagę na problem żywieniowy pacjentów onkologicznych? 
- Dlatego, że w zasadzie każdy typ terapii (chemioterapia, radioterapia, immunoterapia) odbija się na stanie odżywienia i niemal 100 procent pacjentów leczonych onkologicznie ma ten problem - odpowiedział dr hab. n. med. Przemysław Matras, prof. Uniwersytetu Medycznego, z I Kliniki i Katedry Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Leczenia Żywieniowego UM w Lublinie, prezes Polskiego Towarzystwa Żywienia Klinicznego. - Najczęściej mamy do czynienia z niedożywieniem. Dzisiaj już wiemy, że jest ono osobną chorobą, a nie objawem choroby nowotworowej. W związku z tym, jeżeli ktoś leczy pacjenta z powodu nowotworu i stwierdzi niedożywienie, to ten pacjent jest już wielochorobowy. 
Ekspert podkreślił, że żywienie kliniczne jest tak immanentną częścią leczenia przeciwnowotworowego, że jeżeli ktoś o nim nie myśli to popełnia duży błąd.
- Pojawia się pytanie, kiedy wdrożyć terapię, tak, żeby pacjent doświadczył jak najmniej powikłań podczas leczenia - podkreślał prof. Przemysław Matras. - Pamiętajmy, że niedożywienie to przede wszystkim brak tkanki mięśniowej, co wpływa na pracę wszystkich narządów, które są z niej zbudowane. Jeżeli pacjent jest niedożywiony, to dochodzi też do naturalnej immunosupresji i spadku odporności. Pacjent nie ma się czym bronić, nie ma z czego wytwarzać nowych leukocytów, by odporność komórkową czy humoralną wdrożyć samodzielnie. 
U pacjentów leczonych immunoterapią taka sytuacja może być bezpośrednim zagrożeniem życia i często kończy się niestety źle, szczególnie jeśli pacjent trafi na lekarza, który nie bierze pod uwagę ani tego, że pacjent przyjmuje immunoterapię ani nie zwraca uwagi na jego niedożywienie.

 

INTERWENCJE ŻYWIENIOWE

- Dzięki wdrożeniu terapii żywieniowej uzyskujemy przerwanie utraty wagi i wzrost masy mięśniowej - mówił prof. Przemysław Matras. - Do lekarza onkologa należy tylko zwrócenie uwagi na problemy żywieniowe pacjentów i skierowanie do odpowiednich specjalistów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że niedożywienie jest również chorobą, to nie pozostaje nam nic innego, jak personalizować naszą terapię u pacjentów onkologicznych również w tym kontekście. 
- Mój pierwszy nowotwór jest związany z układem pokarmowym - wspominał Piotr Fonrobert. - Gdy udawałem się szpitala, powiedziano mi, że muszę być na czczo, mimo że operację miałem zaplanowaną dopiero następnego dnia. Potem byłem podłączony do kroplówek, jeszcze później na restrykcyjnej diecie. Uważałem, że jest to jak najbardziej naturalne. Dopiero z czasem, działając w polskich i międzynarodowych organizacjach pacjentów zorientowałem się, że postępowanie w takich sytuacjach wygląda nieco inaczej. Adaptowaliśmy więc do naszych warunków broszurę dla pacjentów, jak powrócić do formy po operacji. Mimo to z rozmów z pacjentami wiemy, że nadal świadomość na temat właściwego odżywiania i jego roli w procesie leczenia i zdrowienia jest zbyt mała. 

 

KIEDY PROSIĆ O POMOC? 

Pacjent onkologiczny powinien obserwować swoją wagę. O pomoc żywieniową należy prosić wtedy, gdy następuje utrata masy ciała. Gdy pacjent traci powyżej 5% wyjściowej masy ciała, to jest to sygnał, że zaczyna dziać się coś złego. Gdy traci 10% masy wyjściowej, to znaczy, że jest niedożywiony, najczęściej już w stopniu umiarkowanym, a może nawet i ciężkim.
- Najlepiej ważyć się raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie - tłumaczył prof. Przemysław Matras. - Jeśli dochodzi do spadku masy ciała, to należy o tym poinformować albo swojego onkologa albo od razu zwrócić się do dietetyka. Niestety, porady dietetyczne jeszcze nie są refundowane, choć mamy nadzieję, że to się wkrótce zmieni. 
Poradnie leczenia żywieniowego są w polskim systemie nakierowane na leczenie przewlekłe w warunkach domowych. - W związku z tym każda z poradni leczenia żywieniowego może tylko w części poświęcić się konsultowaniu pacjentów, ale jest to zbyt mało w stosunku do potrzeb - wyjaśniał prof. Przemysław Matras. - W związku z tym trafiają do nich zazwyczaj tylko ci najbardziej potrzebujący pacjenci, którzy w inny sposób nie mogą uzyskać znikąd pomocy. 
Ekspert przypomniał też, że obecnie już około 30 procent poradni POZ działa w systemie opieki koordynowanej. W jej ramach są dostępne świadczenia dietetyczne i lekarz rodzinny może pacjenta onkologicznego w ten sposób przekierować pod opiekę dietetyka. 
- Brakuje nam rozwiązań systemowych - podkreślał prof. Przemysław Matras. - Jako Polskie Towarzystwo Żywienia Klinicznego złożyliśmy projekt rozporządzenia do Krajowej Sieci Onkologicznej, żeby szpitale onkologiczne musiały zatrudniać wystarczającą liczbę dietetyków. Są nowotwory, 
w których niemal 100 procent pacjentów jest niedożywionych już na samym początku terapii. Takiego pacjenta, z odpowiednim rozpoznaniem, koordynator od razu kierowałby do dietetyka, a ten albo sam podejmowałby postępowanie żywieniowe, albo kierował do poradni leczenia żywieniowego, które wdrażałyby leczenie żywieniowe albo dojelitowe albo pozajelitowe. To bardzo prosty schemat i bardzo prosta ścieżka pacjenta, więc mamy nadzieję, że zdobędziemy przychylność onkologów oraz ministry zdrowia i dzięki temu nasi pacjenci będą również w tym aspekcie lepiej leczeni.

 

LICZYMY SIĘ ZE ZDANIEM PACJENTA... 

- Elementem koniecznym każdej rozmowy z pacjentem, przed rozpoczęciem leczenia, jest przedstawienie wszystkich za i przeciw danej terapii, w tym również jej skutków ubocznych - podkreślał prof. Jakub Kucharz. - Bez tego przede wszystkim nie uzyskamy świadomej zgody pacjenta na podjęcie działań. Poza tym pacjent, któremu proponujemy określoną terapię musi mieć świadomość potencjalnych korzyści, ale też potencjalnego ryzyka i potencjalnych działań niepożądanych. Musi też wiedzieć, co robić, jeśli one się pojawią. 
- Dopiero po takiej rozmowie, wspólnie z pacjentem ustalamy konsensus - mówił prof. Jakub Kucharz. - Są pacjenci, którzy decydują się na opcję, która jest potencjalnie mniej efektywna, ale profil działań niepożądanych czy sposób podawania leczenia jest dla nich łatwiejszy do przyjęcia. I my, jako lekarze, musimy brać to pod uwagę. Jeżeli proponuję pacjentowi leczenie, to zawsze mówię, dlaczego ta forma a nie inna, nigdy nie jest to na zasadzie mojego „widzimisie”. Uważam, że patriarchalny system sprawowania opieki nad pacjentem mamy za sobą i teraz naszą rolą jest wyjaśnienie choremu, z jakiego powodu postępowanie, które chcemy wdrożyć jest najbardziej efektywne.

 

…ALE LICZYMY ŻE BĘDZIE OTWARTY NA NASZE PROPOZYCJE

- Edukacja pacjentów jest bardzo ważna, ale ja również bardzo pacjentów przestrzegam przed zafiksowaniem się na przykład na jakiejś koncepcji leczenia pod wpływem informacji od innych chorych czy z internetu - zaznaczył prof. Jakub Kucharz. - Nie zawsze jest tak, że konkretną terapię stosowaną u jednego pacjenta możemy zastosować również u innego. Na przykład rak nerkowokomórkowy ma kilkanaście typów histologicznych i wiemy, że u części chorych bardziej efektywna jest immunoterapia, a u innych lepiej sprawdzi się terapia celowana. Pacjent, mając tylko ogólną informację o swoim nowotworze, nie zawsze zdaje sobie sprawę z tych uwarunkowań i często odczuwa dysonans, gdy proponujemy nie to leczenie, o którym słyszał od innych pacjentów. Dlatego tak ważne jest, by pacjenci nam ufali i byli otwarci na nasze propozycje opcji leczenia. 
- Kobiety są bardzo wyedukowane, rak piersi jest medialny, wszędzie można znaleźć o nim masę informacji - dodaje dr Aleksandra Konieczna. - Ten szum informacyjny ma swoje wady. Pacjentka nie zawsze jest w stanie przesiać informacje tak, by wiedzieć, co jest dla niej odpowiednie. Podtypów raka piersi jest wiele i to, że koleżanka otrzymała jakieś leczenie, nie znaczy że i dla niej będzie ono dobre. 

 

DRUGA OPINIA JEST WAŻNA

- Zachęcam pacjentów do szukania drugiej opinii, bo uważam że jest ona bardzo cenna przy podejmowaniu decyzji terapeutycznych - podkreślił prof. Jakub Kucharz. - Zdarza się, że specjaliści mogą mieć odmienne spojrzenie na leczenie danego pacjenta, bo w medycynie wcale nie tak rzadko okazuje się, że 2+2=3,5 albo 5. Mamy EBM, wytyczne i badania, które pokazują jak postępować, jednak nie dają one idealnie dopasowanej odpowiedzi na każdą sytuację z życia codziennego, więc musimy zachować dużą elastyczność w myśleniu. Pojawia się wtedy pytanie, czym jest uzasadniona taka odmienność i to trzeba również przedyskutować z pacjentem.
- W naszym Instytucie wydajemy dużo drugich opinii - dodaje dr Aleksandra Konieczna. - Uważam, że jest to trudniejsze, niż wydawanie pierwszej. Naszym celem nie jest przecież zniechęcenie pacjenta do lekarza prowadzącego czy podważanie zaufania, które jest warunkiem koniecznym do prawidłowego leczenia. Musimy umiejętnie przedstawić nasz punkt widzenia, nie podważając czyichś kompetencji. Pamiętajmy, że to, że my uważamy, że pacjentka mogła być leczona inaczej wcale nie oznacza, że do tej pory była leczona źle.
- Mój drugi nowotwór, rak prostaty, został zdiagnozowany w momencie, gdy miałem już przerzuty - dodał Piotr Fonrobert. - Usłyszałem od lekarza, że w grę wchodzi jedynie leczenie paliatywne. Skorzystałem więc z drugiej opinii, do czego wszystkich pacjentów mocno zachęcam. Okazało się, że jednak możliwe jest podjęcie normalnego leczenia.

 

MUSIMY SOBIE WZAJEMNIE UFAĆ 

- Pierwszy kontakt z pacjentem to najbardziej krytyczny moment w procesie leczenia - podkreśla dr Aleksandra Konieczna. - Pacjent musi nam zaufać, że robimy dla niego to, co jest najlepsze. Nie jest to łatwe, bo mamy bardzo wielu pacjentów, a czasu zawsze jest za mało. Trzeba więc umieć zidentyfikować pacjenta, który w danym momencie potrzebuje więcej uwagi. Pacjentom, którzy są na samym początku swojej ścieżki staram się poświęcić jak najwięcej czasu. Jeżeli od razu przygotujemy pacjenta na to, co go czeka, jak się zachowywać, gdy pojawią się niepokojące objawy i kiedy bezwzględnie powinien się ze mną skontaktować, to potem lepiej zarządzamy chorobą.


- Świadomy, wyedukowany i mający zaufanie do swojego lekarza pacjent, to pacjent, którego łatwiej się leczy i któremu łatwiej osiągnąć sukces - podsumował Piotr Fonrobert. - Cieszy to, że lekarze którzy nas leczą, rozumieją to i wspierają nas w naszych działaniach.

 

 

OBEJRZYJ NAGRANIE Z ROZMOWY:

©2024 Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych

Projekt i wykonanie: Net Partners